W ramach grupowych wyjazdów zorganizowaliśmy survival na zielonej chorwackiej wyspie.
Jako jedyny odważny zgłosił się 55-letni Robert z Darmstadt, który spędził z Darkiem (34l.) tydzień w Chorwacji, w tym 5 dni na odosobnionej wyspie Lastovo z dala od cywilizacji, dzień na zwiedzanie w Split oraz dzień na tyrolkę w Omis.
Piątek 29.09.2023
Z Robertem rozmawiałem już wcześniej parokrotnie, ale pierwszy raz osobiście poznaliśmy się we Frankfurcie podczas zdania bagaży na lotnisku. Nie leciał on samolotem od 20 lat, więc kilka rzeczy mu wyjaśniłem.
Lot trwał jedynie 1,5 godziny. Wylot był bardzo wcześnie, więc w Split, w Chorwacji byliśmy już o 8 rano. Wzięliśmy autobus z lotniska do centrum, wynajęliśmy skrytkę na bagaże na dworcu i zrobiliśmy zakupy w spożywczym na cały pobyt. W sumie byliśmy gotowi, aby o godz. 10 wsiąść na prom na wyspę. Ale, no właśnie było jedno „ale”. Nie mieliśmy ze sobą kuchenki turystycznej do gotowania, ponieważ samolotem nie wolno przewozić butli gazowych (ani w luku bagażowym, ani na pokładzie samolotu). Z racji, że nie było pewności czy będzie możliwość rozpalenia otwartego ognia, tak aby nas nie zamknęli, to zdecydowałem się zrezygnować z promu i jechać busem do Decathlonu, ponieważ następny i zarazem ostatni prom odpływał o godz. 15:30. A o tym dlaczego mogliby nas naprawdę zamknąć będzie później…
Kupiliśmy palnik i gaz. Przydałaby się jeszcze duża torba na kupione wcześniej jedzenie – taka rozmiarów niebieskiej torby z IKEA. W Decathlonie nie mieli takiej, ale po mojej rozmowie z managerką sklepu prawie udało się załatwić wózek sklepowy, gdy na moje pytanie czy jak wybiegnę z wózkiem to czy mnie zaczną gonić nie mogła znaleźć sensownej odpowiedzi zalewając się śmiechem 😂
Czekaliśmy na przystanku dobre 30 min. na busa, który zamiast zawrócić od razu na pętli robił tam 1 godz. przerwy. Obok był cmentarz, który postanowiłem zwiedzić. Zasnąłem na trawie, w cieniu drzew, przy grobach 😂 Dobrze, że Robert został na przystanku i do mnie zadzwonił.
Do promu mieliśmy jeszcze trochę czasu to zjedliśmy burgery na obiad popijając Tomislavem (to piwo oraz Karlovacko podeszły mi najbardziej).
Dopłynęliśmy do wyspy o 18:30, było już prawie ciemno, ale szybko znalazłem miejscówkę, w której nocowaliśmy i która na kolejne dni okazała się być naszym domem. Dzisiejszej nocy spaliśmy na małej polanie, gdzie było płasko, aby się rozłożyć. Robert spał w namiocie, a ja na materacu turystycznym, oglądając gwiazdy pod gołym niebem.
Sobota 30.09.
Odbyliśmy długi hiking przez przewyższenia, po drodze badając opuszczone budynki wojskowe. Szliśmy w stronę bunkrów, które są oznaczone na mapie, nie wiedząc, że leżą one na terenie gdzie odbywa się paintball. Pech chciał, że akurat w ten dzień teren był całkowicie zamknięty, ponieważ grupa Amerykanów wynajęła go jako pole do gry. Musieliśmy zatem zawrócić i improwizować (przydatna umiejętność survivalowa). Poszliśmy w przeciwległą stronę przez góry, zdobywając najwyższy szczyt Hum – położony na wysokości 417 m n.p.m.
Mijaliśmy kozy skaczące po skarpach, czynną bazę wojskową z radarem oraz najpierw schodząc po stromych skałach, a następnie po nich się wspinając. Cel który sobie obraliśmy tj. kąpiel w malowniczej zatoce okazał się zbyt daleko za sprawą: ostrych jak brzytwa krzaków, które do krwi pokaleczyły nasze nogi, stromego zbocza góry oraz ruchomych głazów, po których się wspinaliśmy. Jak mi później powiedział Robert to było dla niego ekstremalne przeżycie, ponieważ w palącym Słońcu było to jednocześnie wyczerpujące i niebezpieczne – za sprawą ruchomych kamieni. Dodatkowo kończyła nam się woda, więc podjąłem decyzję, że rezygnujemy z dalszej przeprawy przez krzaki i zawracamy. Na szczęście dla nas, nieopodal naszego obozowiska był mały sklep spożywczy, gdzie po drodze kupiliśmy wodę.
Na kolacje były kanapki z pasztetem, jedzone w lesie przy czerwonym świetle czołówki, aby żaden „cywil” nas nie wypatrzył. Tej nocy przenieślimy się nieco w głąb lasu, ponieważ na polance zmokliśmy od porannej rosy i było dość chłodno nad ranem. Ja rozłożyłem hamak pomiędzy drzewami, a Robert standardowo w namiocie. Szczelnie zamknięte jedzenie powiesiliśmy w torbie na gałęzi, aby zwierzęta w nocy się do niego nie dobrały 🦊
Niedziela 1.10.
Hiking do bunkrów, tam gdzie wczoraj nam się nie udało, dziś okazał się sukcesem. Teren był co prawda zamknięty i monitorowany, ale to nas nie powstrzymało przed wejściem. Już za ogrodzeniem na naszej drodze stały byki 🐮 Obeszliśmy je na kilka metrów.
Jako, że było od nas czuć, że przydałby nam się prysznic, to zaproponowałem, że pójdziemy zboczem w dół, to powinniśmy dojść do morza. No i się udało! (Co nie było taką oczywistością, bo tam nie ma wyznaczonych szlaków i wszędzie są skały, głazy i kolczasne krzewy.) Wykąpaliśmy się i pływaliśmy w ciepłym Adriatyku oraz zjedliśmy obiad, co poprawiło morale i samopoczucie.
Następnie był hiking na sam szczyt, po jednej stronie półwyspu, gdzie były bunkry oraz na kolejny szczyt po drugiej stronie. Bunkry były zajebiste! Ciemno, czasem mokro, metalowe drabinki są tam mocno skorodowane i zardzewiałe. Znaleźliśmy 3 zniszczone, ogromne działa przeciwlotnicze, masę starych, wojskowych papierów po chorwacku, ciekawe maszyny w środku oraz panzerwerki na zewnątrz.
Po drugiej stronie półwyspu znaleźliśmy stróżówkę, plac defiladowy, budynek energetyczny oraz ogromny, zaokrąglony hangar (niestety zamknięty), gdzie wojsko musiało trzymać jeszcze większy kaliber dział przeciwlotniczych i przeciwpancernych oraz kolejne schrony i panzerwerki na szczycie góry, które jednak nie miały wejścia do tuneli. Wejście musiało być tylko na dole, za zamkniętą bramą hangaru.
Poniedz. 2.10.
Rano wjechała jajecznica z kiełbasą z kuchenki turystycznej. Dobrze jest zacząć dzień od ciepłego posiłku!
Jako, że przemęczyłem Roberta przez poprzednie 2 dni, to dziś cały dzień spędziliśmy na wypożyczonych skuterach. Jeździliśmy po całej wyspie od godz. 11 do 20. Byliśmy w stolicy, czyli w mieście Lastovo, a w zasadzie wiosce, bo na całej wyspie wg. Wikipedii mieszka 835 osób 😁 a po rozmowie z lokalną ludnością, wszyscy twierdzili, że jest ich max. 500. Skuterami zwiedziliśmy pozostałe wioski: Zaklopatica, Skrivena Luka, Ubli, Pasadur oraz kilka plaż i szczytów.
Na obiad były suchary z marmoladą 😎 oraz kąpiel w Adriatyku, gdzie przepłynalem ok. 2 km. Końcówka była mocno pod prąd, fale spychały mnie na skały, ale się nie dałem. Do tego jest potrzebna kondycja i wytrzymałość.
Zjazd skuterami baaardzo stromym, kamienistym zboczem w dół był dla Roberta również pamiętliwy. Później mu się podobało, ale na początku myślał, że oszalałem że tam zjeżdżam 😅 Wjazd był jeszcze gorszy, bo trzeba było to zrobić na raz, bez zwalniania, bo później by koło boksowało w miejscu. Ale daliśmy radę!
Na dole był ślepy zaułek i w sumie stał ino domek w malowniczym miejscu, nad wodą, w zatoce z przymocowaną łódką.
Pod wieczór zajechaliśmy skuterami do Pasadur. Tam nieoczekiwanie znaleźliśmy kolejne opuszczone, wojskowe budynki, które eksplorowaliśmy oraz tunele pod ziemią. Ich było mniej niż w bunkrach, a do tego w środku, na ścianach i suficie były duże robale z czułkami, które na nas skakały. Szybko się stamtąd wynieśliśmy.
Tam w porcie poznaliśmy gościa co za 490 euro wynajął dużą łódź wraz załogą na tydzień i razem z 20 innymi śmiałkami zwiedzają pobliskie wyspy. Fajny patent.
Wtorek 3.10.
Poranna jajecznica na gazie to już standard.
Zaprzyjaźniłem się z dziewczyną ze stacji benzynowej. Andrea pozwoliła nam ładować u niej nasze telefony i powerbank, który zasilał nam czołówki. Opowiedziała mi kilka ciekawych rzeczy o sobie, wyspie oraz gdzie są fajne miejsca na wędrówkę oraz łowienie ryb.
Dzisiejszy dzień przeznaczyliśmy właśnie na łowienie ryb. Próbowaliśmy w kilku miejscach, ale się nie udało. Trudno, z porażkami też trzeba w survivalu umieć żyć. Widocznie mieliśmy złą przynętę.
Wieczorem byliśmy zmuszeni do dokupienia wody, bo w tym upale szybko się skończyła.
W nocy wiewiórka wytropiła nasze jedzenie na drzewie. Wziąłem je i schowałem do namiotu Roberta.
Środa 4.10.
Z racji, że prom poza sezonem odpływa tylko o 4 rano, wiedzieliśmy, że jest to nasz ostani dzień na wyspie. Więc dla odmiany spędziliśmy nielegalnie noc na polu kempingowym. Ciężko uwierzyć, ale we wtorek po zmroku przetargaliśmy WSZYSTKIE nasze graty w nowe miejsce, oddalone o jakieś 3 km, a rano obudził nas właściciel tego terenu, z telefonem w ręku, grożąc, że wzywa policję, bo tam nie wolno biwakować. Spakowaliśmy i wynieśliśmy się szybko. Przy wyjściu pogadałem z gościem, przepraszając i tłumacząc sytuację oraz, że mu zapłacimy za tą i następną noc. Miejscówka była super, bo przy skałach, nad samym Adriatykiem i pod gołym niebem z gwiazdami!
Gościu nie chciał pieniędzy, bo jak mi wytłumaczył kemping jest zamknięty poza sezonem, a teren należy do chronionego parku krajobrazowego i on nie może go nam po sezonie wynająć. Lekka parodia, ale ok. Każda przygoda ma swój smaczek 🙂
Znów zrobiliśmy 3 km z całym naszym dobytkiem. I to przed śniadaniem.
Dodam jeszcze, że wiewiórka, która poprzedniej nocy pałaszowała w naszych zapasach, musiała być bardzo głodna, bo ugryzła mi dmuchany materac, przebijając go zupełnie. Także tej nocy spałem na gołej ziemi.
Opowiedziałem część tego Andrei (nigdy nie powiedziałem jej gdzie dokładnie nocujemy) to się razem pośmialiśmy.
Z naładowanym telefonem, latarką, powerbankiem i kamerą ruszyliśmy na wędrówkę w stronę byków. Podeszliśmy tym razem jeszcze bliżej, aż na wyciągnięcie ręki. Ale pogłaskać się nie dały, zrobiły się agresywne, ruszyły na nas, więc zaczęliśmy spieprzać 😁
Wykąpaliśmy się, popływaliśmy w Adriatyku, zjedliśmy posiłek i wróciliśmy do naszego „starego” obozu w lesie.
Czwartek 5.10.
Wstaliśmy o 3 w nocy na prom, który odpływał o godz. 4.
Żeby było śmieszniej to płyną 2 promy o tej samej porze 😁 Katamaranem jest się po 3 godzinach w Split, a dużym promem z autami trwa to aż 5 godz. Koszt zaledwie 8 euro.
O godz. 8 rano ze Split pojechaliśmy autobusem do Omis na ferratę i tyrolkę (Zipline). Było warto! Chodzenie po górach, 8 zjazdów po linach nad 200 metrowymi przepaściami. Najdłuższy nasz zjazd po linie miał 700 m i mieliśmy tam prędkość 70 km/h.
Fotki i filmiki zostały zrobione to teraz nadeszła pora na kebaba i piwko na ławce, łapiąc ostatnie promyki chorwackiego Słońca. Ludzie są tam bardzo mili. W kebsiarni po krótkiej rozmowie z panią, dała mi 6 różnych ostrych sosów do spróbowania. No co? Lubię na ostro!
Piątek 6.10.
Z racji, że wczoraj ostatni shuttle bus odjeżdżał o godz. 20, pierwszy jest dopiero od 7 rano, a na lotnisku musieliśmy być już od 5 rano to nockę spędziliśmy na ławce na lotnisku.
O 9 byliśmy we Frankfurcie. Szybko trzeba było się zaaklimatyzować z 30 do 8 stopni Celsjusza.
PODSUMOWANIE i WNIOSKI:
- Robert zabrał zbyt dużo bagażu i teraz wie na przyszłość jak się lepiej spakować.
- Robert nauczył się, że powerbank przewozi się w bagażu podręcznym, a nie rejestrowanym, ponieważ go skonfiskują.
- Darek w przyszłości zamiast 7 dniowych wyjazdów będzie organizował 4 dniowe.
- Jeżeli w pobliżu biwaku znajduje się sklep spożywczy to kupować mniejsze zapasy.
CIEKAWOSTKI:
- Darek do tego wyjazdu specjalnie zapuścił dłuższą brodę 😁
- Mój bagaż to 6 kg w 20 l. plecaku oraz 12 kg w 50 l. plecaku.
- Bagaż Roberta to 8 kg w 40 l. plecaku oraz 20 kg w 90 l. plecaku (!)
- Na wyspie występują jadowite pająki: czarna wdowa (czarny z czerwoną kropką) – osobiście nie spotkałem.
- Widziałem ponad metrowego węża, mnóstwo dużych i kolorych pająków oraz gąsienicę wielkości palca środkowego.
- Długość linii brzegowej wyspy Lastovo wynosi jedynie 49 km.
- Liczba ludności wyspy: oficjalnie 835, nieoficjalnie ok. 500.
- Najwyższy szczyt Hum ma wysokość 417 m n.p.m. i da się go zdobyć w kilka godzin, choć nie zawsze są wytyczone szlaki.
- Wracaliśmy Boeingiem 757, gdzie weszło prawie 300 pasażerów.
- Tyrolka (Zipline) w Omis zajmuje 3 godz, a łączna długość lin do zjazdów przekracza 2 km.
KOSZTY:
- Bilety w obie strony wyniosły jedynie 180 euro (wliczając dodatkowy 20 kg bagaż rejestrowany).
- Koszt jedzenia i picia dla 1 osoby na 5 dni to ok. 60 euro.
- Koszt za ewentualne jedzenie i picie w restauracji czy barze – nie wliczam, bo to kwestia indywidualna.
- Shuttle bus do/z lotniska: 2x 8 euro
- Prom Split-Lastovo: 2x 8 euro
- Wypożyczenie skutera na cały dzień: 35 euro + paliwo (mnie wyszło 3 euro)
- Zipline w Omis: 65 euro
Razem: 375 euro
Wspomnienia i nabyte doświadczenie: bezcenne!
Zdjęcia z wyjazdu znajdziecie tutaj.
Po szczegóły kolejnych wypraw odsyłam do obserowania naszej grupy na Facebooku.
Dodaj komentarz